Jest bosko. Jest 17.45, za 25 min. zajdzie słońce, z kolejne pół godziny będzie już noc. Wyskoczę na miasto, póki widno. Jak wrócę to dopiszę. Będą fotki.
No i zrobiło się już jutro, wczoraj padłem. Teraz zaczynam od początku.
Odprawa na lotnisku idzie piorunem, wszystko razem jakieś 20 - 25 min.
Taksówka do hotelu 10$, taniej niż z Solca na Okęcie a dalej.
Hotelik przy malutkiej uliczce w fajnej dzielnicy pełnej knajpek i innych maleńkich hoteli. Pokoik "mały chrześcijański - można się przeżegnać i okna nie wybić" (usłyszałem w jakimś kabarecie). Większego nie potrzebuję za to mam wi-fi za friko :))
Widok przez okno jak na zdjęciach. To duże drzewo to Cycas czyli Sagowiec.
Wiki: http://pl.wikipedia.org/wiki/Sagowiec_odwinięty podaje, że dorasta do 6-7 m. No nie wiem, ten tak z 15 ma spokojnie a na mieście widziałem wyższe.
Dziwnego doznaję uczucia patrząc na rośliny. Nasze mamy, żony czy kochanki z pietyzmem przez lata uprawiają chuderlawe roślinki, które tutaj rosną sobie jak chwasty na ulicy.
Kulinarnie świetnie. Informuję wszem i wobec, że gotowanie i jedzenie to poza fotografią moja największa pasja.
Zjadłem wczoraj (pierwszy raz w życiu) pół cuya. Dobrze, że nie wziąłem całego. Strasznie tłuste. Podobno naprawdę dobre cuye kupuje się od chłopa przy drodze prosto z grilla. Dla niewtajemniczonych cuy to świnka morska :)
Popiłem herbatką z liści koki. Orzeźwia chyba nawet lepiej niż Yerba Mate. Będę lubił kokę :)
Sałatka owocowa z niewiadomoczego świetna. Na pewno był w niej banan i arbuz, była też papaja. Wiem bo piłem do tego sok z papai. Reszta totalny miszmasz.
Skoczę teraz na targ zapoznać się z owocami ...
Jak wrócę, dopiszę, albo i nie.