Geoblog.pl    jtauber    Podróże    Podróż w jedną stronę.    Pierwsze dni
Zwiń mapę
2009
31
sty

Pierwsze dni

 
Ekwador
Ekwador, Canoa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11476 km
 
Wczoraj nic nie pisałem, więc dzisiaj będzie wpis dwudniowy.
Żeby było ciekawiej zaczynam od dzisiaj.
Miałem plany, ale zaspałem. Obudziłem się o 10:45. Za 15 minut zaczynam lekcję hiszpańskiego.
Poranne plany biorą w łeb. Lekcja do 13:00, rezygnuję z lunchy i grzeję do San Vicente. Oczywiście sjesta. Wszystko prawie pozamykane.
Dobrze napisałem.
Prawie zamknięte, to znaczy otwarte, ale obsługa śpi w hamaku i nie waż się budzić. Raz spróbowałem. Na szczęście nie znam jeszcze hiszpańskiego, więc co mi tam.
Snuję się trochę po śpiącym miasteczku. Kupuję owoce. Papaja, pomidory, mango, limonki, banany, kumkwaty. W sumie tak 10 kg z okładem. 1,25 $.
Dotargałem do samochodu, a mam jeszcze przy sobie torbę z aparatem, obiektywami i Mac'kiem.
Lekko zziajany kupuję ½ litra soku z bananów. Lodowaty. 0,20 $.
Zgłodniałem.
Wchodzę do czegoś, co wygląda na skrzyżowanie jadłodajni z zakładem fryzjerskim.
Nie mogę nic zamówić. Potraw, których nazwy znam to oni nie mają a na pytania o inne nie bardzo wiem jak powiedzieć, że jest mi wszystko jedno.
Oczywiście wsadzam palec w talerz innego gościa, por favor i dostaję:
Gigantyczną szklankę soku z kumkwatów.
Ogromniastą michę zupy z fasoli, kukurydzy, jakiegoś mięska i czegoś co smakuje jak ziemniak, ale ziemniakiem nie jest na pewno. Do zupy ½ limonki. Podejrzałem, trzeba wcisnąć.
Wielki talerz ryżu z jakąś paciają w kolorze żółtawym, sałatką i kilkunastoma kawałkami ryb i krewetek panierowanych i smażonych w głębokim oleju.
Pochłaniam to wszystko.

W S.V. Ciężko o szybki internet. Wracam do Canoa. Znajduję knajpkę, gdzie mogę podłączyć notebooka.
Gadam z mamą na skypie.
Ciągle pyta co u mnie i co u mnie. Nic mówię. No to opowiadaj!

Dzisiejszy dzień był nietypowy, to opisałem.
Wczorajszy był typowy, to opiszę tylko raz i więcej proszę nie pytać co ja tu właściwie porabiam i nie żądać długich wypowiedzi, na które po prostu nie mam czasu. :))

Wstaję gdy robi się widno 6:30.
Mam chwilę czasu, śniadanie jest o 7:30.
Gapię się trochę na ptaki krążące nad klifami.
8:15 Na motorze przyjeżdża facet, który robi śniadanie.
9:10 Jest już śniadanie.
10:00 jestem po śniadaniu.
Zastanawiam się, czy prysznic, czy może ocean.
Spotykam Briana i razem się zastanawiamy.
11:15 O 11:00 mamy lekcje, więc idziemy po podręczniki bez prysznica.
11:30 zaczynam lekcje.
13:45 kończę lekcje.
O 13:00 będzie lunch, więc mam trochę czasu.
14:15 idę na lunch.
15:30 Idziemy z Brianem, Davidem i żoną Briana, której imienia nie mogę jakoś zapamiętać nad ocean. Dzieciaki surfują, ja się taplam.
17:10 Czas na lekcję o 17:00
19:00 Czas na obiad, więc idę pod prysznic.
20:10 Jest już obiad.
21:30 Można trochę pospać, bo towarzystwo pojechało do Canoa na dyskotekę.
02:15 Towarzystwo wraca z dyskoteki.
02:30 Idziemy na plażę piec homary i inne tatałajstwo w ognisku
04:00 – 05:00 Imprezka pomału się kończy.
Rano trzeba wstać.
Przed nami kolejny męczący dzień.

Jest 21:53
Młodzież jeszcze w dyskotece. Wypiję mocą kawę i trochę pośpię.
Dobranoc.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
jtauber
Jacek Tauber
zwiedził 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 23 wpisy23 23 komentarze23 160 zdjęć160 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
07.12.2008 - 15.03.2009